
Frużelina to inaczej owoce w żelu. Coś między kisielem, a tężejącą galaretką. Idealna do gofrów, lodów, naleśników i innych deserów. Najpiękniejsze są te całe owoce błyszczące. Gdy jest sezon robię ją ze świeżych owoców, zimą używam mrożonych lub po prostu z domowych przetworów. Gdy chcemy mieć gładki sos, wystarczy naszą frużelinę potraktować blenderem. Te wszystkie gotowe sosy do polewania deserów to nic innego jak właśnie taka frużelina, tylko oczywiście bez całych owoców no i … czy te gotowce w ogóle zawierają owoce oprócz ulepszaczy i zagęszczaczy?
Ja do tej pory robiłam frużelinę wiśniową, czereśniową, jagodową, z mieszanki owoców leśnych, z czarnej i czerwonej porzeczki, brzoskwiniową i truskawkową. Więcej grzechów nie pamiętam :) Przepis zaczerpnięty ze strony Moje wypieki.
P.S. A dodając łyżkę amaretto pod koniec gotowania uzyskamy przepyszne połączenie niczym w dżemie wiśniowym z amaretto. Polecam!

Składniki:
- 250 g owoców, świeżych lub mrożonych
- 1 łyżeczka żelatyny w proszku
- 3 łyżki cukru (lub do smaku, zależnie od owoców)
- 1 łyżka soku z cytryny
- 1 łyżeczka mąki ziemniaczanej rozpuszczona w 1 łyżce wody
opcjonalnie: 1 łyżka amaretto
Przygotowanie:
Gdy frużelina po ostudzenia okaże się zbyt gęsta, wystarczy dodać wrzącej wody i delikatnie rozmieszać. Gdy za rzadka – dodać napęczniałej żelatyny i podgrzać tylko do momentu rozpuszczenia żelatyny, nie gotując jej. Ja trzymam frużelinę w lodówce, wtedy stężeje jak kisiel – ale przed użyciem tylko ją podgrzewam krótko w mikrofali, wtedy znów ma konsystencję sosu.
Smacznego!